To, że decydujemy się od czegoś/kogoś uwolnić nie sprawi, że poza tą relacją lub sytuacją będziemy szczęśliwi. Choć tak nam się czasami wydaje, iż wystarczy, że dana osoba zniknie z naszego życia, a szczęście samo powróci. Że wystarczy zakończyć jakąś sytuację, a samo się wszystko ułoży.
Nie ułoży, bo nikt nas nie nauczył, jak żyć poza klatką własnego umysłu. Nie potrafimy przejawiać stanu szczęścia, bo skąd niby mielibyśmy wiedzieć, jak tego dokonać, skoro do tej pory wierzyliśmy, iż znajdziemy je w innych. Tego się dopiero musimy nauczyć. Nauczyć dostrzegać możliwości własnego rozwoju. I o tym często zapominamy, oczekując, że stan szczęścia pojawi się sam, wystarczy, że zniknie problem. Szkoda jedynie, że nie widzimy, iż my sami się nie zmieniliśmy...szkoda.
2018-06-14
Nawet, jeśli nasze otoczenie jest nieświadome tego, co nam daje, my doskonale wiemy, czego w nim szukamy, jakie pragnienia chcemy za jego przyczyną zaspokoić, jakimi uczuciami się nasycić, ewentualnie, jakie wzbudzić w sobie emocje. Ci, którzy są tego świadomi, a rozsiewają dokoła siebie czar, o ile nie pójdą w stronę negatywnych intencji i nie zaczną tym manipulować, potrafią czynić sobą wiele dobrego w otoczeniu, sprawiając innym naturalną przyjemność, poprzez możliwość obcowania z własną energią. Niestety, takie rzeczy zdarzają się dość rzadko, częściej Ci, którzy są, powiedzmy, wspaniali, inteligentni, piękni, przystojni, umieją się zająć kobietą, dać czułość mężczyźnie…itd. wchodzą na pułap pewnego rodzaju pychy i manipulacji. Ich dawanie nie jest już wynikiem tego, co z nich naturalnie emanuje, a energią handlu. Owi piękni i czuli, zaczynają swoją energią zwyczajnie kupczyć, manipulować i chcieć od ewentualnego partnera coraz więcej. Są też i tacy, którzy unoszą się wtedy wysoko i mówią, ach nie, nie dam ci siebie, nie pozwolę ci uszczknąć z mojego majestatu. A im wyżej stawiamy taką osobę, tym większego oczekujemy od niej szczęścia, a co za tym idzie, jesteśmy w stanie zrobić wiele, by dostać choć kęs energii tej osoby. Czasami zdarza się, że trzeźwiejemy lub przychodzi nam z pomocą rozczarowanie. Jednakże, do póki każdy z nas nie nauczy się czerpać z własnego źródła, być tym, czego pragnie od innych, do tego momentu nasz i cudzy świat będzie się zazębiał o coraz nowsze techniki manipulacyjne, a komu się uda choć odrobinę zaspokoić swoje potrzeby, ten sam siebie ogłosi zwycięzcą.
2018-06-14
Pielęgnując w sobie dawne urazy, potrafimy całymi latami, a nawet wcieleniami, nosić w sobie dawny ból, nie dając szansy uzdrowienie ani sobie, ani tej drugiej stronie, ściągając z niej nasze srogie spojrzenie. Czasami jesteśmy tak zacietrzewieni wobec kogoś, kto nam w naszym mniemaniu zrobił krzywdę, iż nie ważne, co zrobi później druga strona, nie wybaczymy. Zdarza się też, że owszem, wybaczamy, przynajmniej pozornie, by mieć to najczęściej z głowy, niestety, to pozornie, nie przynosi nam jednak spokoju, bo nadal czujemy ból, może mniej świadomie, ale nadal czujemy. I nadal dążymy do wyrównania rachunków, choć nam się wydaje, że odpuściliśmy.
Prawdziwe odpuszczenie, wcale nie wiąże się z wybaczeniem tej drugiej stronie, a z uświadomieniem, jakie tak naparwdę nami kierowały nami intencje, jakie pragnienie mieliśmy nadzieję zaspokoić za pomocą tej osoby lub sytuacji, iż tak bardzo się zawiedliśmy(niezaspokojone pragnienia tak właśnie bolą). Zresztą, tak się dzieje bardzo często, gdy staramy się zaspakajać nasze pragnienia za pomocą innych.
A wystarczyłoby, gdybyśmy zmienili swoje nastawienie, przestali szukać zaspokojenia w naszym otoczeniu a poszukali go w sobie.
Naprawdę, to takie trudne, by samemu obdarzyć siebie miłością? Trzeba zaraz do tego innych?
Rozumiem, że tak się nauczyliśmy, bo tak to było praktykowane w naszym otoczeniu. Tylko, czy to naprawdę o to chodziło?
Czasami przeaczamy rzeczy bardzo istotne, tworząc sobie w głowie własne wyobrażenia na temat tego, kto i w jaki sposób nas zaspokoi. A później chodzimy z naszymi pragnieniami na wierzchu, szukając spełnienia. I się rozczarowujemy, bo inni okazują się nie tacy, jak trzeba, nie robią tego tak, jakbyśmy pragnęli. Nie są tacy, jakbyśmy chcieli i co najgorsze, nie chcą się dla nas zmienić. Nie chcą dla nas być, nie zależy im tak, jak nam by zależało w podobnej okoliczności, czasami wręcz nie pokazują, by im w ogóle zależało, a to boli. I to boli naprawdę mocno, czasami nawet mocniej niż boli nasze niezaspokojenie.
Czy oni naprawdę nie widzą naszych pragnień i bólu?
Gdy tak się dzieje, długo potrafimy w sobie tłumić nasz ból i szukać wytłumaczeia, usparwiedliwijąc zachowanie innych i to na wszelkie sposoby. Ale ból nadal nie mija, pragnienie także, a z czasem jest coraz gorzej, aż w końcu coś w nas pęka i krzyczymy dość! Tylko, do kogo my wtedy tak naprawdę krzyczymy? Czy to naprawdę świat wymaga uspokojenia i zatrzymania? A może, to my sami tego potrzebujemy?
Do przemyślenia.
2018-05-17
Gdy dzieje się źle w naszym życiu, jedni będą nam współczuć, inni chcieć pomóc, a jeszcze inni, w szczerym przypływie złośliwości powiedzą, masz na co zasłużyłaś! Lub wymyślą inny sposób, by nam uświadomić, jakimi to złymi jesteśmy ludźmi, bo, inaczej, nie spotkało by nas tyle złego, gdybyśmy słuchali innych, a najlepiej ich.
Co ciekawsze, w przejawianiu złośliwości, wcale nie jesteśmy lepsi od naszego otoczenia. Także potrafimy krytykować i robimy to dość chętnie, osądzając innych z równą zawziętością, jak i oni potrafią nas krytykować. Tu jednak występuje mała różnica, bowiem, nasza interpretacja cudzego zachowania przeważnie jest uzasadniona, a jak nie, to to znajdziemy odpowiedni argument. Przecież robimy to z czystej troski, nieprawdaż? Inni zaś, cóż, inni są po prostu złośliwi. Tak przynajmniej widzimy ich, my.
Wiele też zależy od naszej samooceny. Jedni wzruszą ramionami, inni się uśmiechną, jeszcze inni będą zdziwieni, ale nie przyłożą do tego większej wagi, ale zdarzą się i tacy, których to rozsierdzi, a wtedy wojna gotowa. Bo nie jest wcale miło słyszeć przykre słowa, choć, prawdę mówiąc, nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co nas zrani.
Dla jednych z nas ważnym będzie postawa i czyny, innym wystarczą słowa, a jeszcze inni poczują się oburzeni brakiem reakcji z naszej strony. Zranić może zatem wszystko, co robimy lub mówimy. Wszystko zależy też od interpretacji naszych słów lub czynów przez osobę, która poczuje się zraniona. W naszej, bowiem, ocenie, to, co robimy wcale nie musi być raniące. Czara goryczy ma jednak swoją pojemność i jeśli przeleje się w danym momencie, wtedy każda ze stron musi przygotować się na konsekwencje.
W takim przypadku zawsze pomocne jest dążenie do zrozumienia siebie. Dzięki temu, możemy odkryć cały nasz wewnętrzny system przekonań i poglądów, zmienić intencje i nastawienie. Nie zawsze wiemy wtedy, na co mamy je zmienić, ale nie ma się co martwić. Życie pięknie nas skoryguje, pokazując, czy zmiana była dobra, czy też wymaga dalszej korekty. I, jak to mówią, oby nasze życie wymagało ich jak najmniej.
2018-05-15
Wczoraj pisałam o dojrzałości, jednakże dziś, chciałabym spojrzeć na nią ponownie, ale od innej strony. Od strony, nieświadomej chęci zatrzymywania partnera na poziomie niedojrzałości, w której sami czujemy się bezpiecznie. I nie chodzi jedynie o wybór młodszego partnera/partnerki. Bowiem, wiek wcale nie świadczy o tym, iż partner będzie na poziomie, na którym znajduje się jego ciało. Zdarza się przecież, że młodsze osoby bywają dojrzalsze wewnętrznie i to nie tylko od swoich rówieśników, ale też i od nas. Widok małego starego dziecka, już dawno przestał dziwić, takie dzieci po prostu się rodzą. Ale ja nie o tym.
Budując związek, zapominamy czasami spojrzeć na to, z jakiego pułapu startujemy z jego rozwojem i przemianą. Najczęściej, od razu chcemy, by przejawiał się w nim najwyższy poziom uczuć, a najlepiej, by od razu była jedność. Od razu chcemy idealnego porozumienia na poziomie myśli, emocji, podobnego spojrzenia na świat, ludzi, byśmy mieli podobne poglądy i tak samo reagowali na te same problemy. I nawet, jeśli tylko tego pragniemy, a pragnienia są skryte jest gdzieś tam, głęboko w nas, to i tak to widać w naszej postawie. Nie oszukamy siebie, bo obnaży się to w każdej naszej postawie.
Dzięki wielu doświadczeniom, które przechodzimy w swoich związkach, gdy popatrzymy na nie z dystansu, z łatwością każdy z nas będzie mógł dostrzec schemat, pewnej powtarzalności swoich postaw, które przejawiamy wobec partnera, jak i powtarzalności wyboru lub tego, na jaki poziom sprowadzamy od razu nasz związek. A sprowadzimy go zazwyczaj na poziom, na którym czujemy się z drugą płcią bezpieczni. I co ciekawsze, nie zawsze będziemy chcieli, by związek się rozwijał, a przynajmniej, by nasz partner zrównał się z nami swoim poziomem rozwoju. W świadomie budowanych relacjach, jest to, oczywiście, jak najbardziej normalne i jest wręcz świadomie wyznaczanym celem, ale to najpierw trzeba samemu osiągnąć pewien poziom świadomości i znaleźć, w miarę świadomego partnera, by tego doświadczyć.
W mniej świadomie budowanych relacjach, a takie tworzymy najczęściej, normą jest, kierowanie się wszystkimi intencjami, dzięki którym chcemy sobie lub komuś coś udowodnić. Co, to już zależy od naszych intencji lub pragnień. Czasami jednak zdarza się anomalia, a wtedy, nagle okazuje się, że nic nie idzie po naszej myśli, partner zaś wymyka się wszystkim wyobrażeniom, które sobie zbudowaliśmy w głowie na temat idealnej miłości. I co teraz? Odejść? Najłatwiej. Zostać? Będzie trudno, ale może jednak warto…hm…aż w głowie się zaczyna kotłować, bo, co tu zrobić? Manipulacje nie działają. Urok osobisty za słaby. Partner wykazuje za dużą tendencję do samodzielności, a nawet wykazuje się brawurą i bezczelnością, pokazując, iż nie działają na niego nasze czary. A my się uparliśmy akurat na niego. Tak…hm…ciężkie wyzwanie dla niektórych dusz, oj ciężkie.
Teraz nad tym pomyślę, bo mnie tu piękna inspiracja zalewa z zewnątrz;)
Cdn.
2018-05-11
Dojrzałość bywa trudna, czasami wręcz niewyobrażalnie trudna, gdy zderza się w naszym umyśle jej negatywne wyobrażenie z pragnieniem wolności, rozumianej często jako przyzwolenie na wieczną zabawę.
2018-05-10
Czasami nam się wydaje, iż skoro my coś rozumiemy, inni też powinni to rozumieć, ba, nie tylko rozumieć, ale wręcz widzieć to, i to dokładnie w ten sam sposób. Podobnie dzieje się z widzeniem własnego poziomu rozwoju.
Gdy dochodzimy do jakiegoś etapu i zaczynamy widzieć świat w jaśniejszy sposób, nagle stwierdzamy, po co to wszystko, wystarczy BYĆ: totalnym, w jedności, świadomym, Tu i Teraz i wszystko ładnie pięknie. Zapominamy tylko o jednym, iż to, czym jest to, owo BYĆ, zrozumieliśmy tylko my, inni zaś mają przed sobą jeszcze pewną drogę, by do tego poziomu dotrzeć. Co nie oznacza oczywiście, że nasza droga i zadania już się skończyły, o czym przekonuje się każda osoba, która gdzieś dotarła, choć tak to może być postrzegane, a przynajmniej takie istnieją w tej tematyce wyobrażenia.
Gdy docieramy do określonego, powiedzmy, dość wysokiego poziomu rozwoju i przez chwilę mamy okazję cieszyć się stanem, który wtedy osiągamy, mówimy naszemu potoczeniu, nie martw się, żyj, ciesz się każdą chwilą. I nam się wydaje to łatwe. No właśnie, nam. Bo otoczenie wcale tego tak nie widzi. Owszem, chwyta wtedy światło, które z nas wypływa, czerpie z nas inspirację, jeśli potrafi to robić i to się chwali, ale i tak każdy musi wrócić do swojej codzienności i uzdrowić wszystko, co wciąż pozostaje do uzdrowienia. Zresztą, my także dalej wędrujemy i poszerzamy swoją świadomość, wykonujemy kolejne zadania. I nie ma w tym nic ani wyjątkowego, ani złego, odbywa się to po prostu w większej skali. Dla wielu może to być oczywiście postrzegane w kategorii większej wyjątkowości, ale, patrząc na to obiektywnie, praca, to praca, kolejny krok, jest tylko kolejnym krokiem. Codzienność dalej jest codziennością. Inaczej się ją widzi, ale nadal się w niej jest.
Zatem, miłego dnia w tej naszej codzienności. Miłego dnia kochani.
2018-05-10
Nie ważne za czym/kim podążasz, bowiem, to za czym/kim podążasz, zawsze sprawi, iż będziesz chciał się rozwijać, wzrosnąć do poziomu, gdzie będziesz już to mieć, będziesz już w tym stanie, będziesz taki, jak osoba, której poziom chcesz osiągnąć, będziesz odczuwać to, co chcesz odczuć.
Z jednej strony może wydawać się to piękne, ale z drugiej może przerażać, bowiem, nie zawsze to, za czym chcemy podążać, wybieramy świadomie, choć nawet wtedy, gdy nasz wybór jest mało świadomy, nawet wtedy się rozwijamy. Rozsądek także nie ma tu nic do rzeczy, bowiem lekcje pokory, które ponosimy, gdy rozsądek zawiedzie, potrafią wpłynąć na nasz rozwój bardzo pozytywnie. Nabieramy wtedy po prostu doświadczenia i życiowej mądrości.
Ci, którzy świadomie stawiają sobie na drodze cele, które mają ich motywować do rozwoju, starają się je równie świadomie osiągać. Takie osoby wiedzą po prostu, czego chcą i osiągają to, traktując każde wyzwanie, trudność, jako element swego rozwoju. Pozostali się męczą, w mniejszym lub większy stopniu, ale męczą. Najbardziej sami ze sobą, czasami zwalają winę na innych, że ich opóźniają, ale to niczego nie zmienia, nadal się męczą. I jakież jest to rozwojowe. Aż człowiek ma ochotę się uśmiechnąć, widząc, jak wielkie wyzwanie postawili sobie na drodze inni. Nie oznacza to, że nasze zadania są mniej ambitne, czasami aż nadto, męczyć się także potrafimy i to ze wszystkim dokoła, nie mówiąc o sobie. I to jest nasz rozwój. Nie omija nas w żadnym momencie. Jakim zaś tempem dojdziemy do wymarzonego poziomu, cóż, tu już bywa różnie, bowiem, jedno życie dla wielu, to naprawdę za mało, ale, co to w sumie za problem? Przecież i tak w końcu dojdziemy tam, dokąd zmierzamy, pozostaje tylko pytanie, kiedy? A to już zależy od wielu czynników, niekoniecznie tylko i wyłącznie od nas, przynajmniej nie do chwili, w której nie wykształcimy sobie własnej woli, przynajmniej na tyle dużej, by mieć poczucie, iż o czymś decydujemy. To już jednak inna historia.
2018-04-24
2018-04-14
Chcemy, ale jednocześnie się wahamy, pragniemy, ale się boimy, kochamy a jednocześnie czujemy niechęć.
Sprzeczność.
Ileż razy, stając przed jakimś wyborem, każdy z nas doświadczał konfliktu wewnętrznego, wątpliwości, gdy zaczynało kłócić się w nas to, co racjonalne z marzeniami lub pragnieniami.
Pójść tą drogą czy inną? Związać się z tą osoba, czy jednak dać sobie spokój? Wejść w tę przyjaźń, czy jednak nie? Walczyć o tę miłość, czy jednak odpuścić? Kupić tę rzecz, czy jednak poczekać?
Konflikt wewnętrzny, którego często doświadczamy, potrafi być ogromny i bardzo dla nas destrukcyjny, może też powodować wewnętrzne rozstrojenie, choroby, doprowadzać nas do łez i histerii. Co wybrać? - pytamy samych siebie. - Co zrobić, by nie spotkało mnie nic złego? Jaką postawę przyjąć, by druga strona nie odebrała tego źle?
Pytań, które mnożą się w naszej głowie, w fazie doświadczania wewnętrznego konfliktu może być bardzo wiele. Stawiamy je, by sobie pomóc, by znaleźć to, które da nam prawidłową odpowiedź, ale rzadko udaje nam się uspokoić wewnętrzną burzę i dopiero życiowe doświadczenie, przekonanie się na własnej skórze, czy wybór był słuszny, pokazuje nam, czym się tak naprawdę pokierowaliśmy, a tu już bywa różnie. Pragnienie potrafi bowiem zaślepić tak mocno, iż nie ważne, jak mocno krzyczy do nas z wnętrza rozsądek, wchodzimy w to i najczęściej obrywamy. Z drugiej strony może pojawić się zbytnia ostrożność, a wtedy z czasem, zdarza się, że zaczynamy żałować, że nie spróbowaliśmy. I tak źle i tak niedobrze. Co zrobić? - krzyczymy w swoich myślach. Czym się pokierować? Intuicją? Ok., ale w takiej chwili, trudno ją nawet usłyszeć. To, co zagłusza nam wewnętrzny głos, potrafi być naprawdę głośne.
Doświadczając wewnętrznej sprzeczności, a doświadczamy jej czasami na każdym kroku, nie zauważamy, iż odbywa się właśnie jedna z ciekawszych lekcji duchowych, kształtująca w nas świadomość rozróżniającą. W tej lekcji, każde doświadczenie jest ważne, każde uczy, każde coś ukazuje, jakiś rodzaj prawdy. Każde prowadzi do jakiegoś finału, ale właśnie dzięki temu się uczymy, dzięki tym wszystkim lekcjom, dzięki każdemu doświadczeniu, bez względu na to, czy jest lekkie czy trudne. To właśnie to nas kształtuje. A wybór? Cóż, bez względu na to, jak wiele mamy wątpliwości i tak coś w końcu wybieramy. Czy był to słuszny wybór? To już pokaże życie.
2018-04-13
Żyjemy często dla rzeczy, które gromadzimy wokół siebie, często dla chęci ich zdobycia, a nie potrafimy jednocześnie dostrzec sensu naszego życia. Powodu, który określamy często pytaniem, po co to wszystko?
Rzeczy się zużywają, tracą na swej wartości, a my dalej staramy się nadać temu sens, by chcieć wypełniać swoją pzrestrzeń coraz większa ich ilością, by jakoś sobie wytłumaczyć chęć ich gromadzenia.
Podobnie jest z osobami, którymi wypełniamy swój świat. Na początku to, co robimy wydaje nam się sensowne, tłumacząc sobie, że to nam jest potrzebne, że chcemy, by tak wyglądał nasz świat, ale w pewnej chwili coś się odwraca w naszym patrzeniu i nagle mówimy: To bez sensu, po co mi taki tłum ludzi wokół, po co tracę czas na bezsensowne relacje, po co mi to wszystko? Patrzymy na swoje otoczenie i przestajemy rozumieć, po co nam taka ilość przedmiotów. Nagle wszystko wydaje się bez sensu, nasze postępowanie, postępowanie naszych bliskich, znajomych, naszego otoczenia.
Następuje zwrot. Odrzucamy starego siebie, kręcimy się w swojej starej skórze, chcąc ją zrzucić i pozwalamy swemu staremu Ja oraz światu, który tak mozolnie zbudowaliśmy umrzeć.
Rodzimy się na nowo. I choć wyrastamy z tego, co w nas umarło, coś w nas na nowo szuka swojego sensu, sensu w tym, co się dzieje, w swoich ponownych narodzinach, w tym, dlaczego to wszystko jest, jakie jest. Gra rozpoczyna się na nowo. Nie zmieniliśmy się aż nadto, dalej myślimy w podobny sposób, coś za nami podążyło ze starego Ja, coś się przeniosło ze starego świata, a jednak czujemy się inaczej, czujemy głębiej, czujemy, że jesteśmy blisko, czujemy, że to wszystko jednak ma sens.
2018-04-12
Nie wszyscy ją mamy, a jeśli już się pojawi, nie zawsze potrafimy z niej mądrze korzystać.
Odwaga.
Niby to takie proste, gdy słyszymy: nie bój się, odważ, zrób to, do dzieła, dasz radę, a w nas wszystko się skręca ze strachu. Żołądek podchodzi nam do gardła i robimy krok w tył. Nie zawsze oczywiście, bowiem zdarza się, że kieruje nami brawura i wtedy robimy coś bez zastanowienia, ale wystarczy, iż mamy w pamięci choć jedno zdarzenie, gdy dostaliśmy odmowę, gdy nas odtrącono, gdy nam się nie udało czegoś dokonać, a nasza reakcja już nie jest tak pewna, zaś to, co się pojawia działa jak sygnał alarmowy, który mówi: uważaj, to znów może się powtórzyć.
Ci, którzy doświadczyli odmowy lub przegranej po wielokroć i się nią przejęli, w swojej postawie zachowują w późniejszym okresie dużo więcej ostrożności aniżeli ci, którzy potraktowali to jedynie jako wyzwanie dla swojej mocy. Nikt się przecież nie chce po raz kolejny sparzyć, choć, jeśli na coś się rzeczywiście uprzemy, to i nie straszna nam odmowa. Zależy też, gdzie i w jakich okolicznościach jej doświadczamy.
Ktoś. Kto podchodzi do egzaminu na prawo jazdy po raz kolejny, a jest uparty, będzie traktować to, jak wyzwanie. Gorzej, gdy sprawa dotyczy bardziej osobistego życia i uczuć. Odmowa przyjęcia pierścionka zaręczynowego przez kobietę, może zrazić mężczyznę do małżeństwa i to na całe życie. Co nie oznacza, że dla kobiety, ta sytuacja, też nie mogła nosić traumatycznych znamion. Mogła i kobieta, nosząca w sobie pamięć złych doświadczeń, związanych z małżeństwem, nie tylko z obecnego wcielenia, może zwyczajnie nie chcieć już ich powtarzać.
Co nas zatem może pozbawić odwagi? Ano wszystko, czemu dajemy do tego prawo. W zasadzie, w grę wchodzi każda okoliczność, w której bierzemy udział, gest drugiej osoby, słowa, postawa, mimika, zachowanie, a nawet spojrzenie, wszystko, w czym ulokowaliśmy jakąkolwiek nadzieję. Sami także możemy się jej pozbawić, gdy widzimy na przykład, jak wielu przed nami się nie udało. Na szczęście dysponujemy energią, którą nazywamy determinacją. A im więcej w nas determinacji, tym większy upór i silniejsza wola, by przełamać wszelki opór i lęki. Oczywiście, nie oznacza to od razu, że przybyło nam rozumu, czasami wręcz przeciwnie, nasz upór, gdy nie uczymy się na cudzych błędach, prowadzić może nas prosto do porażki, jak tych przed nami. Kto by jednak zwracał uwagę na cudze błędy. My jesteśmy przecież mądrzejsi? Prawda?
Podsumowując. Czegokolwiek byśmy nie napisali o odwadze, naszym zadaniem jest ją kształtować w sobie mądrze, mądrze też wypełniać jej przestrzeń świadomością. Bo jak się okazuje, nie jest wcale tak łatwo się nią posługiwać. Potrafi bowiem współdziałać z każdą inną energią i działa zarówno wtedy, gdy kieruje nami głupota, jak i wtedy, gdy kieruje nami rozsądek. Co oznacza, że potrzebujemy jedynie wzmocnić swoją wolę, świadomie ustalać intencje i do dzieła.
2018-04-12
2018-04-11
Nasze wybory potrafią równie mocno zaskakiwać nasze otoczenie, jak i nas samych, gdy nagle spoglądamy w stronę naszego partnera/partnerki i zastanawiamy się, czy aby coś nam się nie pomyliło i...co mną do cholery kierowało, by wybrać sobie tak niedojrzałą osobę na męża. Podobnie potrafi zareagować nasze otoczenie, rodzina, bliscy, gdy widzą, jak pchamy się w niedojrzały związek, gdy starają się nas powstrzymać, a my, nie, my musimy w to wejść. Nie słuchamy nikogo, bo jakaś część nas musi tego doświadczyć i już.
Jeśli sprawa jest karmiczna, ok. jest to nasze zadanie, choć to wcale nie oznacza, że będzie łatwiej, wręcz przeciwnie, karmiczne związki bywają równie trudne, co te nowo rozpoczęte. I w jednych i w drugich trzeba się wykazać świadomością, mądroscią i rozsądkiem, inaczej, przeciągnie nam się to na kolejne wcielenia. A to wcale nie jest łatwe do przejawienia, szczególnie, gdy w zadaniu jest, by odtworzyć dawną nienawiść do siebie, zazdrość, złość, żal lub inny rodzaj trudnych emocji. I gdy już wszystko nam się odtworzyło, zadanie mówi, okaż mądrość, zmień postawę, odpuść...tak...odpuść - myślimy sobie w duszy. - Łatwo powiedzieć, gdy już mamy delikwenta na widelcu. I tu zaczyna się cała zabawa. Odpuścić, czy nie odpuścić? Być cierpliwym i powoli wychować, czy zająć sobą, bo po co się z kimś męczyć. A może tym razem nie odpuszczać?
Można się normalne zmęczyć przy tych zadaniach.
2018-04-10
Albo musisz być słaba, bo to się podoba silnym mężczyznom, albo musisz być silna, decydować za siebie i za nich, a często, dla siebie i dla nich. Dla całego otoczenia.
Nasza słabość rozczula mężczyzn, pozwala im się poczuć przy nas silnymi. Przyjmujemy wtedy rolę małej dziewczynki, zaspakajając przy okazji niedopełnione uczucia ojca. I do póki dwie strony się na to zgadzają, taki układ ról może przetrwać lata. Gorzej, gdy dziewczynka zaczyna w nas dorastać, buntować się, chcieć się bawić w coraz odważniejszy sposób. Druga zaś strona nie chce tej dojrzałości, próbuję zatrzymać w nas rozwój. Tworzy się konflikt.
W odwrotnej sytuacji, gdy mężczyzna (chłopiec) szuka silnej kobiet, szuka w niej matki. Dwie strony, do pewnego momentu, wydają się być zadowolone z takiego układu sił. Gorzej, gdy chłopiec zaczyna dojrzewać, buntować się. Kobiecie zaś odpowiadała jego niedojrzałość, bo mogła nim sterować i nie zgadza się na jego dojrzałość. Zaczyna się konflikt.
Role, które odgrywamy względem siebie, są niezwykle ważne przy chęci zrozumienia, co się tak naprawdę dzieje w naszych relacjach. Gorzej z chęcią ich przemiany, wpłynięciem na zmianę dziewczynki w sobie, w dojrzałą kobietę. Przecież on to w nas lubi. Nam też to odpowiada, bo mamy jego troskliwość. A nie wiemy, czy nasza dojrzała postawa go nie przerazi.
Temat bardzo trudno, bo niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest ważny w rozwoju i tworzeniu zdrowych relacji.
A dziś do przemyślenia kilka pytań:
Jaką rolę odgrywam w swoim związku?
Czy mój wiek biologiczny i wiek biologiczny mojego partnera, zgadza się z wiekiem psychicznym/duchowym?
Czy ja naprawdę chcę, by mój partner/partnerka przy mnie dojrzał/a?
I najważniejsze pytanie: Jak go wychować, skoro już wzięłam sobie chłopca za męża? I czy my, kobiety w ogóle chcemy wychowywać naszych partnerów? Odwrotność nie ma znaczenia, bo ta sama sytuacja dzieje się w dwie strony.
A co z własną niedojrzałością, czy najpierw nie powinniśmy przypadkiem wychować siebie?
Pytań można mnożyc bez liku, spróbujcie jednak choć odpowiedzieć sobie na te, które podałam.
2018-04-09
Przekroczyłeś w życiu pewien próg, nic już nie jest takie samo, poczułeś w sobie zmianę i czujesz potrzebę dokonania też zmian wokół siebie. To, co wydawało ci się kiedyś takie zabawne, już cię nie śmieszy, to, co uważałeś za ważne, czym się kiedyś ekscytowałeś, zaczynasz uznawać za infantylne. Coś się w tobie zmieniło. Jeszcze nie potrafisz tego zdefiniować, ale czujesz wyraźną zmianę. Inaczej patrzysz na siebie, na świat, ludzi. Inaczej postrzegasz rzeczywistość. Przekroczyłeś próg.
Możesz nie mieć tego świadomości, nie jesteś jednak w stanie zaprzeczyć zmianom, szczególnie w sobie. Jakaś część ciebie może chcieć się cofnąć, może nie spodobać ci się to, co zaczniesz widzieć, możesz chcieć temu nawet zaprzeczyć. Nie zatrzymasz jednak zmian, którym podlegasz. Przekroczyłeś próg. Teraz rozpostrzyj skrzydła i leć. Po prostu leć.
2018-04-06
Wielu z nas nie chce otrzeźwieć i spojrzeć na swoje życie z perspektywy, która ukaże prawdę, czy to o własnym nieudacznictwie, czy też o iluzji, w której chcemy żyć, wierząc, że stanie się to w końcu prawdą. Bo i po co mielibyśmy się chcieć obudzić ze snu i marzeń o wiecznej i spełnionej miłości, o szczęściu, spokoju wewnętrznym, nirwanie. Rzeczywistość nie jest dość przyjemna, by chcieć patrzeć na nią trzeźwym okiem, a własne życie…cóż, na nie najmniej chce nam się patrzeć. Wolimy swój sen, swoje marzenia, bo bez nich, nie dość, że by było nudno, to jeszcze pozbawilibyśmy się przyjemności. A dzięki temu, mamy szansę nie dopuszczać do siebie prawdy, oddzielać życie w naszych marzeniach, gdzie zawsze czujemy się spełnienie i szczęśliwi, od życia w rzeczywistości, gdzie nie jest już tak pięknie i różowo. Widząc zaś, jak trudno jest przenieść czasami wizję z naszych marzeń do rzeczywistości, wolimy tkwić w marzeniach. Tam przynajmniej zawsze jesteśmy szczęśliwi.
Miłego dnia kochani, a temat do przemyślenia.
2018-04-05
2018-04-04
Umiejętność słuchania i zachowania uważności podczas rozmowy, to w dzisiejszych czasach prawdziwa sztuka. W dobie, gdzie ilość rozmów, które czasami prowadzimy, szczególnie poprzez komunikatory, wzrosła wielokrotnie, zachowanie uważności podczas rozmowy z drugą osobą, stało się wręcz wyczynem. Ba, potrafimy rozmawiać jednocześnie z kimś przez telefon i odpisywać jednej lub kilku osobom, podtrzymując i owszem komunikację, nie mając świadomości, jak mocno jesteśmy w tym momencie rozproszeni, choć nam się wydaje, że skoro prowadzimy sensowną rozmowę, zachowujemy jakiś tam poziom uważności.
Co się takiego stało, że kontakt i chęć rozwijania jakiejś relacji stało się wręcz nudne. Nudzimy się naszym otoczeniem, nudzimy się też sami sobą i ciągle szukamy. Może ta osoba, może tamta, może tu znajdę odrobinę rozrywki, jakiegoś zainteresowania, może w tym środowisku odnajdę siebie, może ktoś mi coś ciekawego powie, ktoś zajmie na chwilę sobą moją uwagę.
Stajemy się z jednej strony otwarci, ale z drugiej strony wcale nie chcemy otwartości innych. Dlaczego? Bo nie chcemy słuchać o problemach innych ludzi. Dlatego też nasze rozmowy stały się pobieżne, płytkie. Gadamy o głupotach, o rzeczach ekscytujących, ale, czy zdarzyło się wam, tak naprawdę wczuć w drugą osobę. Wysłuchać jej do końca? Poczuć jej duszę?
Wierzcie mi, z wnętrza płynie często zupełnie inny przekaz niż to, co mówimy na głos. Dopiero wtedy można tak naprawdę poznać drugą osobę, gdy wyciszymy sami swoje myśli i posłuchamy jej brzmienia. Nie musi nam się oczywiście podobać, co tam ujrzymy, ale, czyż nie tego właśnie szukamy sami, by nas zaakceptowano, z naszym własnym, wewnętrznym brzmieniem.
A przecież wystarczy jedynie, by pozwolić się komuś przy sobie rozluźnić, a odkryje cały skarb swojego wnętrza. Wystarczy się wsłuchać, najpierw w siebie, by nauczyć słuchać swojego brzmienia, a później w nasze otoczenie. Wystarczy nauczyć się słuchać.
2018-04-04
Nie zawsze nasze relacje układają się w sposób, w który byśmy sobie życzyli, by się układały. Ale też często nie dokładamy najmniejszych starań, by były takie, jakimi chcielibyśmy je widzieć. Nie zawsze też mamy ochotę na to, by nad daną relacją pracować, bo i po co, nie lepiej wymienić znajomego, partnera, koleżankę, przyjaciela na innego znajomego? Oczywiście, wietrzenie szafy bywa czasami konieczne, jednakże, czy wymiana rzeczy lub osoby na nową musi zaraz oznaczać, że coś się zmieni? Przecież my się nie zmieniliśmy, a może jednak, może to, że wymieniliśmy skład naszych znajomych jest właśnie oznaką zmiany, która się w nas dokonała? Oby, nie zawsze jednak tak jest, a często bywa wręcz odwrotnie. Wymieniamy, bo powtarzamy wciąż ten sam wzorzec, wciąż doprowadzamy do tych samych problemów, do tych samych sytuacji, wciąż prowokujemy te same postawy wobec nas. Ucieczka z relacji, nagłe zerwanie więzów, jest wtedy jedyną drogą, którą widzimy, jedynym postępowaniem, które, w naszym mniemaniu, może uchronić nas od kłopotów. I uciekamy, zrywamy więzy, nie chcemy więcej widzieć danej osoby w naszym życiu, bo jest zbyt wyraźnym lustrem, bo jej zachowanie jest zbyt niewygodne dla naszego wymuskanego mniemania o sobie. Bo po co męczyć się z kimś, z kim nawet nie możemy się porozumieć, po co też o daną relacje walczyć, skoro w nowej może być lepiej, po co coś uzdrawiać…a może jednak?
W którym momencie decydujecie się na zmianę, w swojej przestrzeni relacji? Musi ktoś was naprawdę mocno wcześniej wkurzyć? Czy robicie to z nudów? Częściej decydujecie się uzdrowić relację, czy od razu, won! A może macie tak dużą cierpliwość, iż długo dajecie sobie wchodzić na głowę, staracie się dla tej drugiej strony i doprowadzacie do ostateczności, a wtedy, nie ma, zmiłuj się.
Dziś temat nieco trudniejszy, ale wciąż pozostajemy w przestrzeni związków i relacji. To jak to jest u was?
2018-04-03